Jestem Zygzak, jestem piorun, jestem syn burzy…
O studio Pixar mogłabym napisać osobny artykuł, bo jest to wytwórnia, która dużo dobrego wniosła i nadal wnosi do mojego życia. Jak dla mnie – Disney już dawno stracił koronę na ich rzecz (tak, wiem, że Disney kupił Pixara). I pewnie wkrótce taki arykuł spod moich palców wyjdzie, ale teraz chciałabym się skupić na czymś bardzo u mnie aktualnym, bo maglowanym co najmniej raz w tygodniu.
Seria “Auta”, zapoczątkowana w 2006 roku nie kupiła mnie od razu. Odkryłam ją ponownie dopiero niedawno, już z własnym dzieckiem. I po uważnym obejrzeniu – dołączyłam do fanów.
Tytuł nie jest tu zwodniczy, bohaterami są faktycznie auta w ich autkowym świecie. A motorem napędowym jest Zygzak McQueen, młody (przynajmniej w pierwszej części) rajdowiec, walczący o Złoty Tłok. No co tu można ugrać, przy takim założeniu? Ano całkiem sporo, bo każda część jest zaskakująca, a już ostatnia, trzecia, to dla mnie majstersztyk i to nie tylko w kategorii filmów dla dzieci. Żeby jednak w pełni ją zrozumieć, trzeba poznać części wcześniejsze.
Byłeś zwinny jak jaszczurka, czy ostry jak przecinak? Bo już nie wiem…
Pierwsza część jest… nie, nie o tym, jak Zygzak w pocie i trudzie zdobywa Złoty Tłok. To historia o tym, jak z rozpuszczonej młodocianej gwiazdeczki zrobić kolesia, z którym każdy chciałby się zaprzyjaźnić. Mamy tu kontrast – blichtr świata wyścigów i małe, zapomniane przez świat miasteczko. Poznajemy głównego bohatera od tej gorszej strony, ale wraz z nim odkrywamy, że są na świecie ważniejsze rzeczy, niż sława i zwycięstwa.
To taka bardzo prosta lekcja, ale przedstawiona w sympatyczny i nieoczywisty sposób. Co zaskakujące jak na film animowany – w histori nie ma ani jednego dziecka. Sam Zygzak jest zdecydowanie dorosły, a pozostali bohaterowie są od niego sporo starsi. A przecież film był prawdziwym hitem i nadal jest obecny w popkulturze. Ha! Magia Pixara!
Siwy dym!
Druga część serii to coś z zupelnie innej beczki. Mamy tu międzynarodowy thriller szpiegowski, ze Złomkiem, przyjacielem Zygzaka, w roli głównej. Świetnie napisana historia, nawiązująca do przygód Jamesa Bonda. Jest trochę brutalniej, są nawet trupy! Ale mimo to duch “Aut” pozostaje bez zmian. Jest humor, jest klasa, jest napięcie i zaskoczenie.
Przy okazji chciałabym zwrócić Waszą uwagę na cichych bohaterów, którzy nadają pazura każdej części – komentatorów sportowych. Sceny wyścigów opatrzone są fenomenalnymi w swym absurdzie komentarzami (“kłaniam się państwu ja Ojciec Redaktor oraz mój drogi współsyn także redaktor”), komentatorom zdarzają się też zabawne pomyłki (“szkoda, że państwo to widzą!”), a na deserek – jeden z nich regularnie przekręca powiedzenia (“młody wilkołak”).
Kiedyś byłeś młody i szybki, a teraz jesteś stary, wolny i rozklekotany
Ale to właśnie o trzeciej części chcialam Wam dzisiaj opowiedzieć, bo to dla mnie prawdziwa perełka. Nie koniecznie dla dzieci. Choć z jednej strony jest to film o tym, że zawsze warto walczyć o swoje marzenia, to z drugiej – o tym, że wszystko przemija, nawet to, co dobre.
Starzenie się to nie jest temat często poruszany w flmach animowanych, prawda? A tym bardziej, kto w dobie powszechnego “you can do it!” mówiłby o tym, że czasem trzeba odpuścić? A o tym właśnie jest ten film. O przemijaniu. I o tym, że tam, gdzie zamykają się jedne drzwi, otwierają się kolejne.
W dużym skrócie – świat wyścigów idzie do przodu, pojawiają się auta nowej generacji i wygląda na to, że nawet Zygzak będzie musiał “zawiesić gumy na kołku”. Czy jednak podda się tak łatwo?
Trzecia część klimatem mocno nawiązuje do pierwszej. Wracamy do Chłodnicy Górskiej, znowu śledzimy losy Zygzaka. Ale w przeciwieństwie do pierwszej części – tu beztroską sielankę zakłóca nam czarny charakter – Jackson Sztorm. Genialny, bezczelny i nastawiony na zdetronizowanie Zygzaka wszelkimi możliwymi sposobami. Nasz bohater ma więc do wyboru dwie drogi powrotu do dawnej świetności: wdrożyć się w nowoczesną technologię lub… powrócić do korzeni. I tyle na temat fabuły powiem.
Gniew to siła!
Ta historia ma jednak jeszcze jedną bohaterkę – Cruz Ramirez, trenerkę personalną, która ma za zadanie pomóc Zygzakowi dojść do siebie. Młoda, niezbyt rozgarnięta “primadonna motywacji” nie bardzo przypada do gustu głównemu bohaterowi. Ale z czasem ich realcje nabierają zupełnie innych odcieni i szybko się okazuje, że być może to nie senior McQueen jest tym, któremu bardziej potrzeba pomocy.
Cruz jest fenomenalna. Z początku denerwująca, jak to klasyczny “coach”, szybko jednak zaczyna zrzucać warstwy masek i odsłaniać prawdziwe oblicze. Jest w goracej wodzie kąpana, brakuje jej taktu i, mimo wykonywanego zawodu, wiary we własne umiejętności. Smaku temu wątkowi dodaje fakt, że jest kobietą I choć juz wcześniej w serii pojawiały się żeńskie postaci, nawet na torze, to jednak nie grały tak decydujacej roli. I nie czuje się tu jakichś parytetowych nacisków, choć wydaje mi się, że gdyby Zygzaka trenowal klejny “młody wilkołak” efekt nie byłby już tak uderzający.
Brawo ten dinozaur!
Może dlatego uważam tę część za najlepszą, bo sama jestem jej targetem? Jak Zygzak, zaczynam czuć upływajacy czas, zauważać, że niektóre aspekty życia nie są już dla mnie? A może to po prostu świetnie napisana, uniwersalna historia? Sięgająca trochę głębiej, a jednocześnie bardziej przyziemnie. Zahaczająca nie o wzniosle tematy przeciwności losu, z którymi być może kiedyś ktoś z nas będzie musiał się zmierzyć, ale o codzienne poczucie własnej wartości i … przydatności. O znalezieniu swojego miejsca, kiedy to, które uważaliśmy za idealne i niezbywalne – zostaje nam odebrane.
I to jest właśnie Pixar. Choćby nie wiem jak odjechany był film – nadal dotyczy problemów naszej codzienności. Czasem mocno zawoalowanych, czasem innych dla widzów w różnym wieku, a jednak po seansie zawsze rozpala się jakaś iskra. Po prostu magia.