Filmy animowane czy bajki?
Oglądam bardzo dużo filmów animowanych i kreskówek, czyli, jak by powiedziała większość dorosłych – bajek. Nie dlatego, że muszę. Naprawdę lubię, a może nawet preferuję. To już nie te czasy, kiedy animacje tworzone były tylko z myślą o dzieciach. Obecnie pracują nad nimi najlepsi scenarzyści, najlepsi aktorzy, najlepsi kompozytorzy. Historie często zwalają z nóg i – co najważniejsze – dają możliwości, jakich nigdy nie da tradycyjne kino aktorskie, nawet naszpikowane masą efektów specjalnych.
Seria “Kung Fu Panda” to zdecydowanie najwyższa półka. Kolejna udana produkcja studia DreamWorks, z gwiazdorską obsadą w oryginale oraz absolutnie cudowną muzyka Johna Powela i Hansa Zimmera. Ale nie byłam jej fanem od samego początku.
Oto Po
Na początek małe przypomnienie. Tytułowy Kung Fu Panda ma na imię Po. Jest niezdarnym i “puszystym” synem właściciela knajpki, zakochanym w kung fu. I nie jest w tym nic dziwnego, bo rzecz dzieje się w alternatywnych Chinach, w bliżej nieokreślonych dawnych czasach, a mistrzowie kung fu są tu odpowiednikiem gwiazd rocka.
Główny bohater, przez – zdawałoby się – przypadek, zostaje mianowany Smoczym Wojownikiem, dawno wyczekiwaną legendą. I tyle w temacie fabuły, bo, choć w to nie wierzę, być może ktoś jeszcze filmu nie widział.
Trochę więcej o samym Po, bo jest to naprawdę ciekawa postać. Taki bohater naszych czasów. Niezdarny, nieodpowiedzialny, w gorącej wodzie kąpany i w gruncie rzeczy – zupełnie zwyczajny. Nie ma specjalnych mocy, popełnia mnóstwo błędów i jest ponad przeciętnie lekkomyślny. Dlaczego więc warto śledzić losy tej postaci? Ponieważ pomimo całej swej przeciętności Po ma jedną cechę, której bardzo brakuje większości ludzi – nie poddaje się. A jeśli nawet upada, to podnosi się silniejszy i nawet ździebko mądrzejszy.
Po po raz drugi
Pierwsza część, w której właściwie głównie poznajemy możliwości naszego bohatera, nie kupiła mnie. Znaczy jak najbardziej obejrzałam ją z przyjemnością, ale nie trafiła do repertuaru filmów, które chętnie sobie odświeżam. Mimo to części drugiej byłam bardzo ciekawa. Jak się możecie domyslić po tym artykule – od tamtej pory oglądam ją regularnie kilka razy do roku.
Zrobić sequel lepszy od oryginału to prawdziwa sztuka. Bogu dzięki scenarzyści odpuścili sobie powielanie sprawdzonych gagów z pierwszej części (co z filmu na film staje się coraz bardziej męczące, jak choćby w “Shreku”), za to wykorzystali potencjał, który dała im już gotowa i lubiana postać. Druga część jest zabawniejsza, lekko parodystyczna, ale i… głębsza.
Shen i jego przeznaczenie
Główny czarny charakter tej części – Lord Shen, to moim zdaniem jedna z najciekawszych postaci nie tylko tej serii, ale i filmów animowanych w ogóle. Pawi książę, naznaczony fatalnym przeznaczeniem, który im bardziej chce mu zapobiec, tym bardziej ku niemu zmierza. Postać tragiczna i… piękna. I to w sensie tak umysłowym, jak i fizycznym. Warto obejrzeć choćby sceny walki z jego udziałem, które przypominają wręcz balet. Ciężko określić Shena jako postać jednoznacznie złą, bo przez cały film oglądamy jego walkę z samym sobą i własnym losem. Mistrzowski dubbing Krzysztofa Dracza włożył w tę postać wachlarz emocji, który bardzo daje odczuć, że pod chęcią zemsty i dążeniem do władzy absolutnej kryje się… złamane serce.
Kontrast pomiędzy fajtłapowatym pandą z gminu a arystokratycznym pawiem, esencją gracji i wdzięku nie mógłby być większy. A jednak cały myk w tym, że kiedy los pierwszy raz ich ze soba zetknął, naznaczył oboje. I tak naprawdę obaj toczą tę samą walkę. Czy istnieje jakiś sposób, żeby wyjść z niej zwycięsko? Czy w ogóle jest sens walczyć z własnym przeznaczeniem?
Mocarność według Po
Jak widać, kiedy zerkniemy pod animowaną powłoczkę, jest to całkiem poważny film. Jakim więc cudem twórcom udało się upchnąć tak ciężką tematykę w tak lekkiej formie? To jest właśnie dokładnie to, co wyróżnia serię o Smoczym Wojowniku spomiędzy innych tego typu produkcji – zdrowy, zdystansowany humor. Patos został tu potraktowany tak, jak powinien – z bardzo dużym przymrużeniem oka. Po z wielkim talentem psuje wszystkie wzniosłe sceny, przekręca wielkie słowa. Wszystkie gagi wychodzą przy tym niezwykle naturalnie. Nie ma tu nic wysilonego, nic nie na miejscu. A i równowaga pomiędzy scenami poważnymi a zabawnymi jest perfekcyjna.
Jestem na tak
Dlaczego zakochałam się w tym filmie? Świetny scenariusz, niebanalny humor, piękna realizacja. Do tego fenomenalna muzyka, której potrafię słuchać tygodniami non stop. Oraz Shen, który ma specjalne miejsce w moim serduszku. I choć kolejna, trzecia część, nie przeskoczyła nad wysoko podniesioną poprzeczką, to jednak już zupełnie inaczej patrzę na losy Smoczego Wojownika i z niecerpliwością wyczekuję kontynuacji.